czwartek, 24 marca 2016

ZMIANY

Ogłaszam, że z powodu zerowej aktywności na bloggerze, przenoszę się na wattpada.

Tutaj dodaje link, jakby ktoś przypadkiem tu zabłądził i nadal chciałby czytać moje opowiadania:
https://www.wattpad.com/user/ReasyJones

R.

poniedziałek, 30 listopada 2015

*Rozdział 1*



                        Sen



ڜ




 Śniłam. Tak, to musiało być to, ponieważ w rzeczywistości ludzie na ulicy nie przechodziliby przeze mnie jak przez ducha.
Uszczypnęłam się. Gdy nic nie poczułam, nabrałam pewności : to sen. Zaczęłam się więc rozglądać. Wszyscy byli ubrani w stroje rodem ze średniowiecza.
Moją uwagę przykuły dwie kobiety. Nie wiem czemu, ale kogoś mi przypominały. Szczególnie jedna z nich. Była wysoka, czarnowłosa i miała ciemne oczy. Czarna sukienka, którą nosiła sprawiała, że kobieta wydawała się być pogrążona w mroku.
Jej towarzyszka miała blond włosy i niebieskie oczy, a ubrana była w czerwoną suknie do kostki. W odróżnieniu od tej drugiej, rzucała się w oczy i sprawiała miłe wrażenie.
Właśnie kierowały się w stronę drzwi, prawdopodobnie prowadzących do pubu. Poszłam za nimi.
Weszłam do pomieszczenia, które jak myślałam było barem. Pełno stolików, lada i kominek. Kobiety rozglądały się po pomieszczeniu, aż w końcu usiadły przy najbardziej odosobnionym stoliku. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wszystko było drewniane, a jedynym źródłem światła był ogień z kominka. Był on zrobiony z cegły, takiej samej jak ta, z której zrobiono ściany. Odszukałam wzrokiem dwie kobiety, za którymi tu przyszłam. Siedziały cały czas przy tym samym stoliku i cicho rozmawiały. Podeszłam do nich i przysłuchiwałam się ich rozmowie. Musiałam podejść blisko, bo niemalże szeptały.
– Zamówmy coś, żeby nie zwracać na siebie uwagi – szepnęła szatynka.
– Dobrze. Weźmiemy dwie herbaty – powiedziała druga do stojącej niedaleko kelnerki.
Kobieta zniknęła za barem, a po paru minutach wróciła z dwoma kubkami parującego płynu.
Szatynka wręczyła kobiecie parę monet, a ta zaraz zniknęła z pola widzenia. Przez dłuższą chwilę przypatrywałam się, jak kobiety powoli sączą herbatę.
W końcu szatyna odłożyła kubek, rozejrzała się dookoła i zwróciła się do koleżanki.

Alison ? – spytała.
Tak, Nancy ? –odezwała się druga..
Jest coś, o czym chciałabym ci powiedzieć. Ale musisz obiecać, że nigdy nikomu tego nie powiesz – powiedziała cicho.
Obiecuję – przysięgła blondynka, patrząc Nancy prosto w oczy.
Przysięgasz na swoje życie? – spytała ciemnowłosa kobieta.
Przysięgam na moje życie – odrzekła Alison, przyciskając pięść do serca.
Kobieta zwana Nancy pokiwała głową i z powrotem zaczęła powoli pić herbatę. Gdy obydwa kubki były puste, Nancy wstała, wzięła swoją towarzyszkę pod ramię i wyszły z budynku. Podążyłam z nimi.
Szły ciemnymi uliczkami, a ja za nimi. W końcu weszły do jakiegoś domu, zapewne jednej z nich. Również weszłam do pomieszczenia.
Tak jak się spodziewałam było to mieszkanie jednej z nich.
Po co przyszłyśmy do twojego domu ? – spytała kobieta zwana Alison.
Zobaczysz – odrzekła druga, podchodząc do piękniej toaletki z wielkim lustrem.
Podejdź tu – rzekła Nancy, gestem przywołując swoją towarzyszkę do siebie.
Kobieta przybliżyła się o parę kroków, ale tak, żeby nie odbijać się w lustrze.
Nancy przez chwile wpatrywała się w swoje odbicie, po czym oddaliła się o krok.
Nie udawaj przede mną! Pokaż swoją prawdziwą naturę! – wykrzyknęła ostrym tonem do swojego odbicia.
Ku wielkiemu zdumieniu Alison i mojemu, odbicie uśmiechnęło się chytrze i popatrzyło na Nancy morderczym wzrokiem, choć kobieta stojąca przed lustrem stała nieruchomo. Z bezdusznym wyrazem twarzy przyglądała się, jak jej odbicie stroi straszne miny.
Co… Co to jest ? – jąkała się blondwłosa kobieta.
Odbicia – rzekła wymijająco Nancy.
Alison nie zadowoliła taka odpowiedź. Wpatrywała się w lustro rozszerzonymi oczyma, tak jak ja.
         W tym momencie Nancy oddaliła się od lustra, nie była w jego zasięgu.  Ale jej odbicie wciąż tkwiło w lustrze i morderczym wzrokiem patrzyło na obie kobiety.
Ale… Jak ? – Alison ponownie zadała pytanie.
Po prostu tam są. Też mają swój świat. Nikomu się nie pokazują, ale mnie się udało – Nancy uśmiechnęła się chytrze, prawie tak samo, jak chwilę temu jej odbicie.
- Są niebezpieczne. Nie możesz nikomu powiedzieć. Inaczej obydwie zginiemy – ostrzegła blondynkę Nancy.
No… dobrze – kobieta odpowiada z pewnym wahaniem.
Alison! Coś mi obiecałaś. Jeszcze w barze – przypomina jej szatynka.
Pamiętam. – w głosie Alison słychać było oburzenie.


Nagle wszystko zaczęło się rozmazywać, jakby pomieszczenie wypełniła gęsta mgła.
Gdy opadła, zrozumiałam, że przeniosłam się w inne miejsce.
Znalazłam się w kolejnym domu. Była tam Alison, która siedziała przy stole i pisała list.
Spojrzałam jej przez ramię i zaczęłam czytać to, co już napisała.
List był zaadresowany do niejakiej Michelle Parkson. Zaczęłam zgłębiać się w jego treść. Ona chciała napisać o odbiciach!
Nagle usłyszałam uderzenie w drewniane drzwi. Alison podskoczyła gwałtownie i zbladła. Powolnym krokiem podeszła do drzwi i otworzyła je.
W progu stała Nancy. Była cała mokra od deszczu, nie miała nawet peleryny, by się przed nim choć trochę osłonić.
Na niebie za kobietą pojawiła się błyskawica, oświetlając twarz przybyłej. Zaraz po jasnym błysku nastąpił potężny grzmot.
Ciarki przeszły mi po plecach, jak nic musiałam się przekręcić w łóżku, choć moja świadomość była gdzie indziej niż ciało.
Wejdź, schroń się przed tą paskudną ulewą – powiedziała Alison.
Zaraz po jej słowach rozległ się kolejny grzmot, głośniejszy od poprzedniego.
Kobieta przekroczyła próg i w tej chwili blade światło lampy gazowej oświetliło jej twarz. Jej oczy były całkowicie czarne, nie było widać źrenic kobiety.
Zamknęła za sobą drzwi. Zauważyłam jak Alison chowa kartkę z listem za plecami. Nancy też to zauważyła. Podeszła do kobiety i wyrwała jej list.
Szybko przebiegła wzrokiem po jego treści. Podniosła wzrok na przerażoną Alison, a jej oczy zabłysły szkarłatem.
Przysięgłaś, że nigdy nikomu nie powiesz – powiedziała głosem wyzutym z emocji.
Nancy, ja … - zaczęła blondynka, ale Nancy jej przerwała.
Przysięgłaś na swoje życie! – Teraz kobieta prawie wykrzyczała te słowa. – I zapłacisz nim.
 Po tych słowach szatynka zacisnęła dłonie wokół szyi Alison. Kobieta próbowała się wyrwać, ale jej próby spełzły na niczym. Chciałam jej pomóc, ale moje dłonie przenikały przez kobiety, jakbym była duchem.
Po chwili blondynka przestała się szarpać i ugięły się pod nią kolana. Widząc to, Nancy puściła jej szyję, a kobieta osunęła się na podłogę bez życia. Zauważyłam, że Nancy również się zachwiała. Podparła się ręką o stół, który stał niedaleko niej i złapała się za głowę. Po chwili podniosła wzrok i zdziwionym spojrzeniem omiotła pomieszczenie. Teraz wpatrywała się w martwe ciało swojej przyjaciółki.
Alison? Alison! – Podbiegła do ciała drugiej kobiety i sprawdziła puls.
Gdy upewniła się, że Alison nie żyje, znowu przerażonym wzrokiem omiotła pokój. Jej wzrok zatrzymał się na lustrze. Znajdowało się w nim odbicie Alison  i uśmiechało się bezczelnie, patrząc na zaistniałą sytuację.
Kobieta podeszła do odbicia. Na lustrze zaczęły pojawiać się czerwone zacieki, jakby krew spływała po jego powierzchni. Odbicie przemówiło głosem zabitej :

Czwarta z kolei urodzona
W czternaste urodziny zostanie naznaczona
Obudzi wtedy pradawne odbicie
I będzie walczyła o własne życie
By klątwę pokonać poświęci wiele
Mogą zginąć nawet jej przyjaciele
Strzaskaną duszę poskłada
Gdy tak się nie stanie, czeka ją zagłada
Wypełnić musi swoje przeznaczenie
Inaczej zginie wszelkie istnienie

        
Wpatrywałam się tępym wzrokiem w rozmazujący się już obraz.
Wtedy jeszcze nie rozumiałam, jaką moc ma ta przepowiednia i jakie będą skutki jej spełnienia.

       
ڜ   

Obudziłam się nagle, cała zlana potem.  Byłam wystraszona i zdenerwowana. Moje sny jeszcze nigdy nie były tak realistyczne.
Przetarłam dłonią twarz i rozejrzałam się po pokoju. Promienie słońca wdzierały się do pomieszczenia poprzez białe, zwiewne firanki. W kącie pokoju, na swoim posłaniu wylegiwała się moja kotka – Night. Otrzymała to imię dzięki czarnej sierści i niebieskim oczom. Przeniosłam wzrok z mojego pieszczocha na zegarek. Była 8:30. Na szczęście od czterech dni były już wakacje i mogłam spać do woli.
Jednak po dziwnym śnie nie mogłam zasnąć. Zsunęłam z siebie cienką, bawełnianą kołdrę i zeszłam z łóżka.
Wyjęłam z szafy moją ulubioną niebieską sukienkę i poszłam do łazienki.
Wzięłam szybki prysznic, po czym owinęłam się w ręcznik. Drugim ręcznikiem zawinęłam włosy i ubrałam się. Wytarłam ciemne kosmyki do sucha i rozczesałam je. Długo próbowałam wyprostować niesforne loczki, ale udało mi się jedynie sprawić, że włosy były pofalowane. Dobre i to, pomyślałam. Zawiązałam włosy wstążką i przerzuciłam kucyk na plecy. Poskładałam piżamę i zaniosłam ją do pokoju.
Wzięłam na ręce moją kotkę i zeszłam na dół, do kuchni. Siedziała tam, czytając gazetę, moja najstarsza, trzecia siostra - Amy. Była bardzo podobna do mamy. Te same niebieskie oczy, jasno-brązowe, średniej długości falowane włosy i delikatna cera. Była dość wysoka, miała coś około metra siedemdziesiąt, była szczupła i miała 20 lat.
– Hej. Kiedy przyszłaś ?- zapytałam.
–Dzień dobry. Przyszłam przed chwilą – odpowiedziała.
Podeszłam do jednej z szafek i wyciągnęłam karmę dla kotów. Nasypałam jej trochę do miski i podałam głośno mruczącej Night.
Sobie zrobiłam owsiankę i usiadłam koło siostry.
– Co tam u ciebie ? – spytałam z pełną buzią.
– Megan, nie mów, kiedy jesz. To obrzydliwe – odpowiedziała mi Amy.
Przewróciłam teatralnie oczami. Przełknęłam jedzenie i zapytałam ponownie :
– Jak tam u ciebie ?
– Ach, wszystko dobrze – powiedziała.
Zajęłam się jedzeniem. Gdy już kończyłam, do kuchni zeszła Carrie. Ona była dwa lata starsza ode mnie – miała 16 lat. No dobra, jeszcze nie miałam 14 lat. Moje urodziny są jutro.
– Dzień dobry – powiedziała podchodząc do lodówki.
Była ona niewysoka, tylko trochę wyższa ode mnie. A mój wzrost to metr sześćdziesiąt pięć w kapeluszu. Jej oczy były koloru brązowego, ale jaśniejsze od mojego czekoladowego brązu. Włosy miała długie, jasne, prawie blond. I do tego były proste. Jej mały, lekko zadarty nosek pokrywały małe, nieliczne piegi, które tylko dodawały jej uroku.
– Cześć – odpowiedziałyśmy Carrie jednocześnie.
Wstałam od stołu i umyłam po sobie naczynia. Gdy wychodziłam z kuchni Amy dalej czytała gazetę, a Carrie szykowała sobie jajecznicę.
Wbiegłam po schodach do góry, a za mną dreptała Night, głośno mrucząc.
Popchnęłam ją stopą w stronę mojego pokoju, a ona tylko prychnęła głośno i pobiegła w stronę mojego łóżka.
– Ani mi się waż! – zagroziłam jej szeptem, nie chcąc obudzić mojej trzeciej siostry, Katy.
Kotka jednak mnie zignorowała i z impetem wskoczyła w moją pościel.
– Jeszcze tego pożałujesz – syknęłam, mrużąc gniewnie oczy.
Odwróciłam się na pięcie i zamknęłam drzwi mojego pokoju.
Weszłam do łazienki i umyłam zęby. Potem pomalowałam delikatnie rzęsy tuszem i nałożyłam na usta pomadkę.
Po chwili do drzwi łazienki zaczęła dobijać się Katy.
– Kurcze, Megan wyłaź już z tej łazienki ! – krzyczała pomiędzy uderzeniami w drzwi.
Westchnęłam i otworzyłam drzwi. Przede mną stała niewysoka brunetka o zielonych oczach. Ręce miała założone na piersi i z niecierpliwością tupała nogą.
– Nareszcie – mruknęła mijając mnie i zamykając się w łazience.
Przewróciłam oczami. Po raz drugi w ciągu pół godziny. Moja osiemnastoletnia siostra nie była zbyt towarzyska i o wszystko się czepiała.
Dosłownie o wszystko. Denerwowało mnie to, i teraz z ledwością powstrzymałam się od komentarza.
         Pomyślałam, że spacer dobrze mi zrobi, więc zeszłam ze schodów i przeszłam przez kuchnie do drzwi wejściowych. Ubrałam buty i już byłam gotowa do wyjścia. Trzymając rękę na klamce powiedziałam :
         – Idę na spacer. Za niedługo wrócę.
Otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz. Ciepłe, lipcowe powietrze owiało moją twarz i odgarnęło parę niesfornych kosmyków, które wydostały się spod wstążki. Zamknęłam za sobą drzwi i zeszłam na chodnik, kierując się w stronę lasku na przedmieściach.
         Nie szłam zbyt długo. Mały domek jednorodzinny, w którym mieszkałam znajdował się niedaleko lasku, więc zbyt dalekiej drogi nie miałam.
         Po paru minutach znajdowałam się już w leśnej gęstwinie, pośród zieleni i głośnych treli ptaków. Odetchnęłam, chcąc się uspokoić po sytuacji, która miała miejsce w domu. Zazwyczaj jest jeszcze gorzej, ale dzisiaj też puściły mi nerwy.
         Katy sprawiała najwięcej problemów. To z nią miałam najgorsze kontakty. Nie umiałyśmy się ze sobą dogadać, każda nasza rozmowa kończyła się tym, że któraś dostawała karę. Zazwyczaj byłam to ja. Gdy byłyśmy razem w jednym pokoju, denerwowałyśmy siebie nawzajem i wszystkich wokół.
Z Amy nigdy się nie pokłóciłam, tylko ona czasami zwraca mi uwagę o byle pierdoły. Tylko czeka, aż podwinie mi się noga, by wypominać mi to aż do śmierci. Tak jak było wtedy, gdy potknęłam się na schodach, a ona powtarzała, żebym po nich nie biegała. Do teraz opowiada to na każdym rodzinnym spotkaniu.
Z Carrie to trochę inna bajka, bo z nią mam najlepszy kontakt, ale lubimy się przekomarzać. Przepychanki, słowne wojny i śmiech z siebie nawzajem to nasz sposób na zabawę. Zawsze lubiłyśmy wychodzić na rolki i za każdym razem któraś z nas kończyła w kałuży lub błocie. Ach, stare, dobre czasy.
         Podczas moich rozmyślań dotarłam do końca lasku i znalazłam się przy wejściu na uroczą, małą polankę. Było to moje ulubione miejsce, przychodziłam tu zawsze, w każdym humorze. Oprócz mnie o polance wiedzieli nieliczni, w tym mój przyjaciel, Ethan.
         Uśmiechnęłam się na widok zielonej trawy, która aż się prosiła, żeby pochodzić po niej boso. Bez zastanowienia ściągnęłam sandały i zaczęłam przechadzać się po miękkim dywanie ze źdźbeł.
         Zaśmiałam się, gdy mocniejszy podmuch wiatru zatrzepotał moją sukienką i porwał moją wstążkę z włosów. Zaczęłam ją gonić, zanosząc się śmiechem.
W końcu wiatr ustał i wstążka upadła na trawę. Podniosłam ją, ale nie zamierzałam spinać włosów. Zaczęłam biec, robiąc przy tym jak najdłuższe kroki. Potem obróciłam się parę razy wokół własnej osi i upadłam na miękką trawę, znów się śmiejąc.
 Leżałam tak przez chwilę, wpatrując się w błękitne niebo. Potem wstałam i zaczęłam zrywać stokrotki, rosnące naokoło. Zerwałam z nich płatki i rozrzuciłam je nad głową. Gdy spadały, obracałam się wokół własnej osi i śmiałam wniebogłosy.
Kiedy się zatrzymałam i świat przestał mi wirować przed oczami, zauważyłam w wejściu do lasku jakąś postać. Po chwili rozpoznałam osobę. To był Ethan. Podbiegłam do niego, wołając z daleka :
– Ethan, co ty tu robisz ?
Ciemnowłosy chłopak uśmiechnął się uroczo i gdy podeszłam bliżej, przytulił mnie na powitanie.
– Tak, tak. Wiem. Ciebie też miło widzieć, Meg – powiedział do mojego ucha.

ڜ